Myślę, że już można bez zastrzeżeń napisać polityczny nekrolog Kazimierza Marcinkiewicza. Czytałem wczorajszy artykuł o tym jak dawny premier rozpoczął pracę jako doradca w PKO BP. Podano, że pojawił się przed południem i wydaje się że nie bardzo dużo tam robił.
Przeglądnąłem wypowiedzi internautów i byłem zaskoczony, że wśród więcej niż stu komentarzy znalazłem tylko jeden, popierający Marcinkiewicza. Reszta się albo z niego wyśmiewała lub wyrażała oburzenie z jawnego kolesiostwa rządu, który wygrał wybory obiecując nową jakość w życiu polityczny i moralnym kraju.
Nawet podczas najgorszych wpadek rządu lub różnych skandali nazistowskich, seksualnych itd., nigdy nie spotkałem się z tak jednostronną negatywną reakcja.
Trudno przewidzieć jak Marcinkiewicz może odzyskać wiarygodność i wrócić do gry politycznej. To już nie jest polityk „yes, yes yes,” ani opcji umiarkowanego centrum, tylko człowiek który poprosił a potem dostał posadę niewyobrażalną dla ogromnej większości Polaków, mimo że nie ma do niej kwalifikacji, a tylko dobre układy polityczne.
Nawet w Stanach, słynnych z tzw. „second chances” myślę, że polityk nie pozbierałby się po takiej porażce. Tym bardziej w Polsce, gdzie o rozgrzeszenie jest o wiele trudniej, Marcinkiewicz chyba nie ma co marzyć o powrocie do polityki.
Tak kończy człowiek, który być może nie miał wielkich osiągnięć, ale umiał działać w dyplomacji europejskiej i potrafił łagodzić bardziej szorstką stronę rządów PiSu , ale niestety przegonił braci Kaczyńskich w sondażach i za to musiał polec.
Komentarze