Ten prezydent bronił swojego postępowania, próbując udowodnić, że jeśli dopuści opozycję do władzy, nastąpi rewolucja i krew się będzie lała ulicami. Chronił także członków aparatu, którzy wzbogacili się podczas rządów partii.
W końcu jednak opozycja doszła do porozumienia z władzą, i ta ustąpiła, pozwalając na utworzenie nowoczesnego i demokratycznego państwa. A co z prezydentem? PW Botha (zwany Krokodylem) spędził swoje stare lata na emeryturze, a po śmierci sędziwego rasisty, prezydent Nelson Mandela pojechał odwiedzić wdowę po nim. Porównanie z sytuacją generała Jaruzelskiego jest oczywiste. W Polsce, jak w RPA, opozycja przejęła władzę po negocjacjach, nie po rewolucji – a to ma takie skutki nieprzyjemne, że jeśli starzy zbrodniarze oddają władzę to raczej się ich zostawia w spokoju. Jeśli opozycja zdobędzie władzę drogą rewolucji, może sobie wieszać dawnych przywódców – ale inaczej powinna szanować warunki, pod którymi partia rządząca odeszła. Jest także inny przykład afrykański; Ian Smith, premier białej Rodezji, który przez swoją głupotę rozkręcił, przegraną w końcu, bezsensowną wojnę domową, był posłem w parlamencie Zimbabwe od 1980 do 1987, a potem spokojnie odpoczywał na emeryturze, a brutalny rząd Roberta Mugabe nigdy nie tknął starego wroga. Jeśli nawet taki bandyta jak Mugabe sobie na to pozwolił, to może władze wolnej, demokratycznej i europejskiej Polski także powinny zostawić dawnego przywódcę sądowi bożemu i historii, a nie prawu doczesnemu.
Komentarze